Są takie zajęcia, po których sala wygląda jak po małej eksplozji brokatu, a dzieci wychodzą… dziwnie spokojne. To był właśnie ten dzień. Przygotowałam jeden prosty wzór bombki. Taki sam dla wszystkich. Bez narzucania kolorów, bez „najpierw to, potem tamto”. I powiedziałam tylko jedno: ozdabiamy według własnego pomysłu. Reszta wydarzyła się sama.
Jedno dziecko sięgnęło po cekiny i układało je z matematyczną precyzją. Inne poszło w warstwy, faktury, papiery – jakby prowadziło artystyczne śledztwo. Były bombki ciche i oszczędne. Były takie, które krzyczały: „patrz na mnie!”. I żadna nie była „zła”.
Z perspektywy pedagoga z wieloletnim stażem powiem wprost: to nie była tylko praca plastyczna. To było ćwiczenie:
-
samodzielności decyzyjnej,
-
planowania (albo świadomego rezygnowania z planu),
-
koncentracji uwagi,
-
wytrwałości,
-
a dla niektórych - odwagi, by zrobić coś „po swojemu”, nawet jeśli obok ktoś robi zupełnie inaczej.
Co ważne: dzieci nie pytały co chwilę „czy tak może być?”. Bo wiedziały, że tu może być różnie. I właśnie w takich momentach edukacja naprawdę oddycha. Bez presji efektu. Bez porównań. Z miejscem na proces. Czasem jeden wzór wystarczy, żeby zobaczyć, jak bardzo dzieci się od siebie różnią. I jak pięknie potrafią się w tej różnorodności zmieścić.
Miło mi, że do mnie zaglądasz. Jeśli korzystasz z mojej pracy proszę, pomóż mi dotrzeć do większej ilości nauczycieli, a przyczynisz się do rozwoju bloga. Każde polubienie, obserwacja, polajkowanie lub komentarz nie pójdzie na marne. Dziękuję :) Gdybyś chciał/chciała mnie wesprzeć to możesz postawiać mi wirtualną kawę.

.png)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz